Mentoring zmienia życie

O koncepcji mentoringu po raz pierwszy usłyszałam, kiedy jako studentka pierwszego roku informatyki trafiłam na spotkanie "Dziewczyny na Politechniki" zamiast na wykład ze statystyki. Wtedy mentoring pozostawał dla mnie abstrakcją – owszem, profesjonalista jest w stanie opowiedzieć mi o swojej ścieżce kariery, ale co po za tym? Dopiero później, kiedy sama w końcu dostałam się do programu mentoringowego, zrozumiałam jego potęgę.

Fajnie jest mieć przyjaciółkę_ela (z branży)

Zacznijmy od rzeczy bardzo prozaicznej, ale też takiej, o której łatwo zapomnieć. Nie każdy ma w swoim kręgu osoby związane z branżą IT – wspierającego chłopaka programistę, siostrę pracującą w analizie danych albo znajomych, którzy wspólnie założyli start-up technologiczny. Ja nigdy nie miałam kogoś takiego i zawsze czułam ukłucie zazdrości, kiedy widziałam kolejną historię o udanym przebranżowieniu z pomocą przyjaciela-mentora. Owszem, networking – jeszcze wtedy stacjonarny – był jakimś rozwiązaniem. Chociaż umówmy się, że znajomości z meet-upów zazwyczaj nigdy nie wykraczały poza dodanie się do sieci kontaktów na LinkedIn.

Moja relacja z mentorką wypełniła tę lukę lepiej, niż się tego spodziewałam. Nareszcie mogłam porozmawiać o moich wątpliwościach z kimś, kto mnie rozumie, bo najzwyczajniej w świecie pracuje w tej samej branży. Nareszcie mam kogoś, kto dzieli się ze mną swoim doświadczeniem i wie, w którą stronę mnie pokierować, bo sam też przechodził taką drogę. Mam kogoś, komu zależy na tej relacji, bo niewątpliwym plusem programów mentorskich jest to, że grono mentorów znalazło się tutaj z własnej woli (szach mat, głosie z tyłu głowy, nie narzucam się im). Ta pewność naprawdę daje dużo psychologicznego bezpieczeństwa, a z nim można osiągnąć wiele.

W różnorodności siła

Jest bardzo mało prawdopodobne, że mentor_ka okaże się dokładnie takim samym człowiekiem jak my – ale dzięki temu zyskujemy pewność, że pokaże nam inne spojrzenie na co najmniej kilka dziedzin, nad którymi chcemy popracować. Perspektywa ta może wynikać z doświadczenia zawodowego, może wynikać ze światopoglądu, zawsze jednak pomaga rozszerzyć nasz obraz świata. Warto więc podejść do relacji mentoringowej z otwartą głową.

Pamiętam, że na pierwszym spotkaniu z mentorką najniżej oceniłam swoje możliwości w budowaniu marki osobistej. Marka osobista kojarzyła mi się z tymi wszystkimi blogerami i blogerkami, którzy kiedyś pisali dla zabawy, a teraz na każdym kroku próbują opchnąć mi kolejny kurs za miliony monet, a LinkedIn – z bezdusznymi, biznesowymi postami i generycznymi wiadomościami prywatnymi. Moja mentorka uświadomiła mi jednak, że marka osobista jest... osobista. I mogę ją wykorzystać na swój sposób, zgodny ze swoimi wartościami. Dodała też, że to na LinkedIn najłatwiej trafić na nowe możliwości rozwoju zawodowego, więc być może warto spróbować się z nim zaprzyjaźnić.

I wiecie co?  Spróbowałam. Wyczyściłam swoją listę kontaktów, popracowałam nad opisem, zaczęłam nieśmiało pisać o swoich osiągnięciach – innymi słowy dopasowałam swój feed bezpośrednio pod swoje zainteresowania. A z czasem… zaczęło mi to sprawiać ogromną frajdę! Do tego dzięki LinkedIn znalazłam pracę w technologii, o której zawsze myślałam, ale byłam przekonana, że mam zbyt małe umiejętności... (Jednak nie mam).

(Tech) siostrzeństwo w praktyce

Przy tym wszystkim warto wspomnieć, że mentoring nie istnieje w próżni. Programy mentoringowe to zazwyczaj grupa mentees i grupa mentorek. Mentees to osoby takie jak wy, być może z różną przeszłością i dotychczasową ścieżką kariery, ale podobnym celem. Za jednym razem korzystacie więc na poznaniu całego spektrum przeszłych doświadczeń, ale dostajecie też motywację od osób, które chcą od życia tego samego co wy! Tak rodzą się znajomości na lata.

Częścią mojego programu mentoringowego jest stworzenie prototypu projektu #TechForGood. Od pewnego czasu miałam z tyłu głowy pomysł, który idealnie wpisywał się w koncept technologii w służbie społeczeństwu – i trzy razy tyle wątpliwości, czy warto się w ogóle za to zabierać. Na wyjeździe integracyjnym usłyszałam jednak drugą uczestniczkę, która mówi o dokładnie tym samym i postanowiłam połączyć z nią siły. Praca nad projektem przynosi mi bardzo dużo satysfakcji, a przy okazji researchu znalazłam inne, podobne rozwiązanie, które zainspirowało temat mojej przyszłej pracy magisterskiej. W przeciągu kilku tygodni przeszłam od "to na pewno bez sensu" do "tak, Panie doktorze, chciałabym zrealizować ten pomysł w ramach pracy magisterskiej, czy zechciałby Pan mi pomóc?".

Jeśli to nie jest namacalny efekt zmiany, jaka zachodzi dzięki programowi mentorskiemu to nie wiem, co nim jest.

Milion kobiet

Jeżeli myślicie sobie teraz, że chciałybyście spróbować swoich sił w mentoringu – jako mentee lub mentor_ka – a przy okazji też działacie (lub chcecie zacząć działać) w IT, powinniśmy porozmawiać o Dare IT. Aleksandra Bis i Natalie Pilling postawiły sobie za cel przebranżowienie miliona kobiet. Myślicie zapewne, że to mrzonki, ale kiedy po raz pierwszy zobaczycie, jaką społeczność udało im się stworzyć przez ostatnie lata, zmienicie zdanie.

Aktualnie trwają zapisy do 4. edycji mentoringu, który zmienił życie setek kobiet. Nie żartuję, prawie połowa mentees znajduje wymarzoną pracę JESZCZE W TRAKCIE trwania programu, (przecież to jest jakiś kosmos). Spektrum możliwości jest szerokie: od designu, poprzez programowanie aż po analizę biznesu i data science. Jest więc duża szansa, że w gronie mentorek jest ktoś, kto jest dla Ciebie idealny. Informacje o programie i formularz zgłoszeniowy znajdziecie tutaj.

Aplikuj do programu i daj sobie szansę być jedną z miliona!